![]() |
Anita Shreve |
Bernadeta Listwoń
Druga miłość
Do tej książki robiłam dwa podejścia. Po świetnych „Wyznaniach” oczekiwałam czegoś podobnego. To chyba największy błąd czytelnika zachwyconego jakąś książką. Tymczasem gdzieś w okolicy 30 strony, podjęłam decyzję o zmianie planów czytelniczych na …potem. Kilka tygodni później, już na spokojnie, minęłam niebezpieczną granicę 30 strony i ku mojemu zadowoleniu stwierdziłam, że książka zaczyna mnie wciągać, a ja z pokorą przyjęłam fakt, że „Druga miłość” to po prostu inna książka niż ta już wyżej wspomniana i trzeba dać jej szansę. Anita Shreve znana jest jako autorka dobrych powieści obyczajowych. Tym razem coś w klimatach popularnej u nas „Naszej klasy” i spotkań po latach. Oto szóstka przyjaciół z renomowanej szkoły, po ponad dwudziestu latach spotyka się na ślubie koleżanki i kolegi, kiedyś w sobie zakochanych, potem zaplątanych w jakieś dziwne związki po drodze, teraz – planujących wspólną przyszłość. Krótką, bo w pobliżu czai się śmierć. Właścicielka eleganckiego pensjonatu, słynny pianista, wydawca, nauczycielka. Różne typy ludzi, różne temperamenty, różne marzenia i koleje życiowe. Po tak wielu latach wzajemnego niewidzenia się, odżywają fascynacje, uczucia, pożądanie, a kryzys wieku średniego daje się nieźle we znaki. Jednocześnie nie da się uniknąć ważnych pytań- czy można budować własne szczęście na smutku i cierpieniu drugiego człowieka? Jak ocenić taki rozwój sytuacji, gdy ktoś po wielu latach małżeństwa, che zabrać swoje zabawki i zacząć gdzieś indziej? A dzieci? A ta druga połowa? Nie da się spokojnie czytać, bo pytania kołaczą po głowie. W książce pojawiają się wspomnienia z przeszłości, tajemnice, zagadkowe zdarzenia. Równolegle rozwijany jest wątek lekarza z Halifaksu w Nowej Szkocji z czasów I wojny światowej. Spisywane dzieje lekarza i jego miłości do córki swojego promotora to swego rodzaju katharsis dla Agnes, zaplątanej w dziwaczne związki, prowadzące do nikąd. „Druga miłość” to książka w wielu miejscach bardzo prawdziwa, obiecująca niespodziankę – może kiedyś tam... któż to wie. Jednocześnie utwierdzająca mnie w przekonaniu, że człowiek w gruncie rzeczy w środku zawsze ma coś z podlotka. Marzy, by zjechać po poręczy, tylko... ten kostium, no właśnie, tylko ten kostium, co to się marszczy coraz bardziej wokół naszych oczu…
Bernadeta Listwoń