Mieczysław Prószyński w rozmowie z Moniką Powalisz (źródło: https://www.gazeta.pl, 29.05.2015).
Stworzył od podstaw imperium prasowe i wydawnicze. W dodatku udało mu się przetrwać na naszym kapryśnym rynku przez ćwierć wieku. Bimon – bo tak Mieczysław Prószyński jest nazywany przez znajomych i współpracowników – nie jest człowiekiem tuzinkowym. Pracował jako astrofizyk, ale karierę naukową rzucił, bo uznał, że i tak nie ma szans na Nobla. Dziś inwestuje w drony, a nam opowiada o tym, jak wyglądały początki polskiej prasy komercyjnej i wyjaśnia, dlaczego ten wywiad czytacie w sieci, a nie na papierze.
Interesują mnie początki wielkiego polskiego biznesu. Jak to wyglądało u schyłku lat 80., kiedy pan zaczynał? W momencie transformacji, kiedy brakowało mechanizmów i instrumentów prawnych dla działalności prywatnej i trzeba było poruszać się w dość nieokreślonej i niezdefiniowanej strefie…
– To wcale tak nie wyglądało! Ówczesne warunki niespecjalnie różniły się od tego, co jest dzisiaj: kiedy robimy coś nietypowego, coś, czego dziesiątki firm przed nami nie przećwiczyło, zdarza się, że poruszamy się w magmie prawnej i nie wiadomo, jak postąpić. Trzeba interpretować przepisy zdroworozsądkowo, oczywiście na swoją korzyść, ale równocześnie zastanawiając się, co ustawodawca mógł mieć na myśli. No i pilnować, żeby w razie czego naszą interpretację dało się obronić przed sądem. Tu się niewiele zmieniło!
Pełna treść wywiadu dostępna jest na stronie: https://www.gazeta.pl.
Rozmawiała Monika Powalisz
Fot. Agnieszka Kaleta
Źródło: https://www.gazeta.pl, 29.05.2015