MIŚ czyli świat według Barei


39.00 

  • Data wydania: 30.01.2007
  • Oprawa: twarda
  • Format: 146 x 225 mm
  • ISBN: 978-83-7469-458-2
  • EAN: 9788374694582

„Miś” jest wspaniałą komedią, ponieważ zbiegło się w nim kilka czynników stanowiących o sukcesie: talent autorów, w tym umiejętność obserwacji, zdolność syntezy i – co oczywiste – umiejętność rozśmieszania, dalej: głęboka niezgoda na system popularnie zwany socjalizmem i na brak suwerenności, dalej: postanowienie obwieszczenia widzom tej niezgody w sposób tak wyraźny, w jaki nikomu w filmie się jeszcze nie udało, i wreszcie: moment historyczny, krótki oddech wolności po sierpniu 1980, który niespodziewanie sprawił, że „Miś” przeszedł przez ekrany w formie zafałszowanej przez cenzurę w stopniu tak nieznacznym, o jakim Stanisław Bareja nawet nie mógł marzyć przy swoich filmach w poprzednich latach. A zaczynał go kręcić jeszcze w czasach, kiedy o wejściu na ekran „czegoś takiego” po prostu nie mogło być mowy. Dał mi do przeczytania scenopis tuż przed pierwszym dniem zdjęciowym. Byłem zachwycony, ale nie wierzyłem, że dadzą mu kręcić. Powiedziałem: „Jakiś ubek z ekipy doniesie i odbiorą ci film jeszcze w trakcie zdjęć!”. Jakże się cieszę, że nie miałem racji…

Jacek Fedorowicz

Miś, czyli świat według Barei jest poszerzoną wersją książki Miś, czyli rzecz o Stanisławie Barei. Przez sześć lat od jej wydania wiele się zmieniło. Bareja zyskał „swoją” ulicę w Warszawie, rondo w Krakowie, a Stanislaw Tym postanowił nakręcić kontynuację Misia. Niezmienione pozostało jedynie to, że nasze życie jest komedią.
Coż, „drugie oczko mu się odlepiło, temu misiu”.

Maciej Łuczak

Osobom, którym marzy się nieco zmodyfikowana wersja PRL nie tylko należy polecić lekturę tej ciekawej książki, lecz także zaprosić na przegląd filmów Barei. Może zrozumieliby tekst, którego na pamięć uczą się w „Misiu” milicjanci przywołujący do porządku niesfornych kierowców: „A gdyby tutaj staruszka przychodziła do domu starców, a tych domów by jeszcze nie było, a dzisiaj już by były, to wy byście staruszkę przejechali, a to być może wasza matka…”.

Andrzej Rostocki , Rzeczpospolita, 06.06.2001

Miś a sprawa polska

To książka, na jaką czekała od dawna bardzo liczna grupa miłośników humoru przedwcześnie zmarłego reżysera. Nie jest to jednak, na co wskazuje druga część tytułu, jedynie książkowa wersja legendarnego filmowego superprzeboju.
Autor pokusił się bowiem, i dobrze, o szersze spojrzenie na postać Barei, jego filmy oraz czasy, w których tworzył i które tak niepowtarzalnie przedstawił.
„Miś” Łuczaka może tedy sprawić zawód tym, którzy oczekują tylko i wyłącznie kolejnej porcji gagów do tarzania się ze śmiechu, tym bardziej że i językowi książki daleko miejscami do lekkości. Rozczarowaniem jest też zbyt mała, jak na tego rodzaju opracowanie, liczba fotosów. Reszta – bez zarzutu.
Bareja reprezentował typ reżysera, którego we współczesnej Polsce próżno szukać, a który, co sugeruje autor i wiele cytowanych przezeń postaci, miałby dziś pełne ręce roboty. Jak nikt inny potrafił śmiać się nie tylko z „onych”, ale i z samego siebie, z nas samych. Łuczak wskazuje przy tym na uniwersalizm filmów Barei, w których świat przedstawiony okazuje się w pewnym momencie światem de facto prawdziwym; światem, w którym nie da się żyć, nie śmiejąc się. Takiej samej umiejętności śmiania się z siebie potrzeba nam i dzisiaj, w Trzeciej Rzeczypospolitej u progu trzeciego tysiąclecia. Dlatego w 14 lat od śmierci reżysera i 20 lat po premierze jego najbardziej znanego filmu Polacy mówią tekstami z „Misia”. Widać na co dzień, jak bardzo są one aktualne, choć diametralnie zmieniły się przecież dekoracje – dowodzi autor, przywołując dziesiątki scen z polskiego teatru absurdu przełomu wieków.
Twórca takich m.in. filmów jak „Brunet wieczorową porą” i „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”, był za życiazdecydowanie niedoceniany – dość powiedzieć, że na festiwalu polskich filmów fabularnych w Gdańsku w1981 roku „Miś” nie zdobył żadnej nagrody! Książka Macieja Łuczaka cieszy zatem tym bardziej – i jako swojego rodzaju hołd złożony wielkiemu reżyserowi, i jako opowieść o człowieku, który do polskiej kultury masowej wniósł tak wiele.

Jan Trzciński , Rzeczpospolita, 04.04.01