Miłosne gry Marka Hłaski


39.00 

  • Data wydania: 09.12.1998
  • Oprawa: twarda
  • Format: 163 x 234 mm
  • Liczba stron: 192
  • ISBN: 83-7180-505-5
  • EAN: 9788371805059

Zderzenie wyidealizowanego obrazu kochanka z relacji zakochanych w nim kobiet (i mężczyzn) z nieco teatralną osobowością Hłaski i realiami jego życia to właśnie tytułowe gry – z ludźmi, światem, z pisaniem, ze sobą. Jest to opowieść o życiu i twórczości "pięknego egoisty" jak nazwała pisarza Agnieszka Osiecka, bohaterka jednego z rozdziałów książki. Wątki kolejnych miłości, nieudanych romansów i sukcesów literackich układają się w historię niemal fabularną, pokazując postać Hłaski w szerokim kontekście towarzyskim i literackim. Barbara Stanisławczyk nie stara się szukać uzasadnienia dla jego życiowych wyborów. Starannie zebrane przez nią fakty mówią same za siebie, stając się podstawą opowieści. Czy życie pisarza może być kluczem do jego twórczości?
Za swój geniusz zapłacił wielką cenę. Znalazł się w środowisku ludzi dla których był ideałem, a o których Maria Hłasko mówiła, że nauczyli jej syna "pić wódkę i chcieli nauczyć wielu rzeczy ohydnych, mimo, że przykrytych szatą poezji". Uwielbiały go kobiety i kochali mężczyźni, ale on nie chciał kochać mężczyzn, a kobiet nie potrafił.

Więcej o książce:
Jest to książka o kobietach i mężczyznach kochających Marka Hłaskę oraz o człowieku pozującym na twardziela i cynika, który przez całe życie poszukiwał prawdziwej miłości, innej od tej, o której pisał.

Mówi się, że miłość niejedno ma imię. W książce Barbary Stanisławczyk zatytułowanej "Miłosne gry Marka Hłaski" czytelnik ma okazję przekonać się jak trafna jest ta opinia w odniesieniu do uczuć, którymi kierował się sławny pisarz. Uwikłany w niezliczone romanse z kobietami, adorowany jednocześnie przez mężczyzn, Marek Hłasko zmagał się też z trudną miłością do matki, tęsknił za ojczyzną, do której nie miał prawa powrotu, toczył walkę z samym sobą, ze swoją nadwrażliwością, miotał się między niechęcią do pisania a niemożnością uwolnienia się od niego.

Barbara Stanisławczyk, dziennikarka i pisarka od lat interesująca się życiem i twórczością Marka Hłaski, próbuje w swojej książce zbudować intymny portret pisarza, nie tylko na podstawie wspomnień ludzi z nim związanych, ale także w oparciu o liczne wątki autobiograficzne, które odnalazła w jego opowiadaniach. Pozwalając mówić faktom, nie stara się szukać uzasadnienia dla jego życiowych wyborów.

Pierwsze rozdziały książki dotyczą relacji Hłaski z kobietami, które coś znaczyły w jego życiu. O innych, przelotnych znajomościach dowiadujemy się tylko tyle, że było ich wiele – od prostytutek, gosposi czy studentek po gwiazdy Hollywood. Przystojny, zielonooki blondyn o wysportowanej sylwetce, potrafił zawrócić w głowie i pannie, i mężatce. Zwykle romansował z kilkoma kobietami naraz, przekonując każdą, że jest tą jedną jedyną. Był czułym, romantycznym kochankiem, pisał wspaniałe listy miłosne. Większość z kobiet, poznawszy prawdę, nie czuła do niego żalu i zachowała o nim jak najlepsze wspomnienia. Były w życiu Hłaski mniej lub bardziej ważnym epizodem, ale on pozostawał dla nich często najważniejszym mężczyzną, do którego każdy następny partner był porównywany.

Choć chciał się żenić prawie z każdą kobietą, z którą romansował, zrobił to tylko raz. Jego żoną została niemiecka gwiazda filmowa Sonia Ziemann. Ich burzliwemu związkowi poświęcony jest osobny rozdział. Małżeństwo nie zmieniło przyzwyczajeń Hłaski, notorycznie zdradzał Sonię, która wybaczała mu jego niewierność i szaleństwa. Była w nim bezgranicznie zakochana i przez wiele lat nie chciała zgodzić się na rozwód. Nie potrafili jednak rozstać się definitywnie – nie będąc już małżeństwem, pomieszkiwali ze sobą, pisali czułe listy.

Miał dziesiątki kobiet. Czy którąś z nich kochał naprawdę? Nie wiadomo. Wielu znajomych pisarza twierdzi, że spotkanie Hani Golde – pięknej, eleganckiej, inteligentnej, starszej od niego o 10 lat mężatki – na zawsze odmieniło jego życie. Pokochał ją głęboką miłością, widząc w niej kobietę czystą i niewinną, którą nie była. Kiedy się wreszcie o tym przekonał, poczuł się głęboko zraniony. Odtąd stale bał się pokochać kogoś, by nie przeżywać ponownie goryczy rozstania, jednocześnie szukał kobiet, które choć trochę by mu ją przypominały. W Izraelu związał się z Esther, która najbliższa była ideałowi Hani Golde. W ostatnim wywiadzie, jakiego udzielił tuż przed śmiercią, powiedział: "Wielka miłość zdarza się w życiu tylko raz, wszystko, co następuje potem, jest tylko szukaniem tej utraconej miłości." Hania Golde była prototypem czterech postaci literackich. Od momentu zerwania z nią, miłość bohaterów Hłaski zawsze kończy się źle, a prawie wszystkie opisywane przez niego związki między mężczyzną i kobietą są oparte na pogardzie, przemocy i upodleniu.

Marek Hłasko podobał się także mężczyznom, zwłaszcza o skłonnościach homoseksualnych. To właśnie oni, znani i wpływowi literaci, odegrali ogromną rolę w jego życiu oraz karierze pisarskiej. Mając w stosunku do nich spore zobowiązania, Hłasko prowadził męczącą grę, z której próbował się wycofać. Oczekiwania jego protektorów znacznie odbiegały od wyobrażeń młodego pisarza o męskiej przyjaźni. Szukał w relacjach z nimi więzi opartych na jedności dusz, braterstwie, lojalności, a nie na fizycznym kontakcie. Rozdział zatytułowany "Męskie zaloty" przynosi wiele zaskakujących informacji o ówczesnym środowisku literackim.

Tytułowe "Gry miłosne Marka Hłaski" dotyczyły również jego relacji z matką. Była pierwszą osobą, którą pokochał i pierwszą, którą znienawidził. Odkąd powtórnie wyszła za mąż czuł się odrzucony i zdradzony. Chorobami, często wymyślonymi, próbował zwrócić na siebie uwagę matki, spotęgować jej miłość. Całe dzieciństwo Hłaski zdominowane było poczuciem krzywdy, a lęk przed odtrąceniem zaważył na jego dorosłym życiu. Prawdopodobnie dlatego nie mógł być szczęśliwy z żadną kobietą. Kiedy znalazł się na obczyźnie prowadził z matką ożywioną korespondencję. Ich listy, w których kłócili się i godzili, rzucają światło nie tylko na ich trudne relacje, ale mówią także wiele o skomplikowanym charakterze tego "pięknego egoisty" jak go nazwała Agnieszka Osiecka, bohaterka jednego z rozdziałów książki.

Marek Hłasko (1934-1969) był sławny i otoczony legendą już za życia. Zanim popadł w niełaskę decydentów, zdobył uznanie krytyków i ogromną popularność wśród czytelników. Poznał wszystkie rodzaje uczuć, od zachwytu i potępienia jako pisarz, i od miłości po nienawiść jako człowiek. W książce Barbary Stanisławczyk poznajemy wiele okoliczności, które złożyły się na dramat życiowy Marka Hłaski.

Anna Gadecka

Barbara Stanisławczyk jest także autorką książek: Matka Hłaski, Pajęczyna, Kąkolewski bez litości oraz Czterdzieści twardych.

*******

Rozmowa autorki z Beatą Kęczkowską
przedruk z: Gazeta Wyborcza nr 298, 21 grudnia 1998, Gazeta Stołeczna, str. 8. Przełamać tabu

W księgarniach pojawiła się książka Barbary Stanisławczyk Miłosne gry Marka Hłaski. Podczas niedzielnego spotkania w księgarni Prószyński i S-ka przy Nowym Świecie autorka podpisywała książki, opowiadała czytelnikom o swojej pracy nad Miłosnymi grami… , zbieraniu materiałów, rozmowach z osobami, którym bliski był Marek Hłasko.
Beata Kęczkowska: Jak długo pracowała Pani nad tą książką?
Barbara Stanisławczyk: W sumie osiem lat. Zbierałam materiały powoli, pisząc w tym czasie trzy inne książki. Taki sposób pracy pozwolił na zgromadzenie szczegółowego materiału. Powoli docierałam do dokumentów i osób. Starałam się poznać i zrozumieć Hłaskę. Takiej książki nie da się napisać szybko, trzeba się wczuć w różne sytuacje, zebrać drobne szczegóły. Gdyby "Miłosne gry" ukazały się wcześniej, nie powstałby rozdział "Męskie zaloty" o mężczyznach w życiu Hłaski. Pisząc go, przełamałam pewne tabu. Wcześniej nie byłoby o tym mowy.

Beata Kęczkowska: W rozdziale o miłości Hłaski do Hani Golde i okresie narzeczeństwa z Agnieszką Osiecką prowadzi Pani czytelników ulicami Ochoty i Saskiej Kępy. Czy gromadząc materiały, odwiedzała Pani te ulice?
Barbara Stanisławczyk: Przechodziłam tymi ulicami, chcąc te miejsca poznać, "powąchać", "dotknąć". Jeśli to tylko możliwe, zawsze idę śladami osoby, o której piszę. Rozmawiam wtedy z sąsiadami, osobami, które pamiętają moich bohaterów. Okazało się, że w dawnym mieszkaniu Hłaski przy ul. Częstochowskiej na Ochocie mieszka taksówkarz, który woził Marka i jego znajomych do Kameralnej. Krzysztof Kąkolewski pokazał mi miejsce, gdzie Hania Golde, już po rozstaniu z Hłaską, przyklękła i całowała płytę chodnika, na której stał Marek Hłasko w czasie ich pożegnania.

Beata Kęczkowska: Do ilu osób pamiętających Hłaskę Pani dotarła, czy trudno było ich namówić na rozmowę o nim?
Barbara Stanisławczyk: W ciągu tych ośmiu lat odbyłam ogromną liczbę rozmów, samych tylko osób blisko związanych z Hłaską spotkałam kilkadziesiąt. A często ważne informacje pochodziły od przypadkiem napotkanych ludzi, nagle ktoś mówił coś bardzo istotnego, wprost rewelacyjnego i dzięki temu mogłam wzbogacić swoją wiedzę o Marku o detale, które pojawiły się w książce, pełniąc funkcję swoistych didaskaliów. Zresztą trudno zbierać materiały o Marku Hłasce, wokół którego narosła legenda, mity. W książce staram się je obalać. Ujawniam pewne etapy jego życia, zjawiska pomijane, nie analizowane dotychczas. Nie pisano o jego dylematach z okresu pobytu za granicą kiedy musiał zdecydować, czy zostać, czy wrócić do kraju. Nie analizowano owych "męskich zalotów", czyli Hłaski uwikłanego w sferę towarzyskich układów, za które płacił różnego rodzaju kompromisami.

Beata Kęczkowska: Czy ktoś nie chciał opowiadać o autorze "Pięknych dwudziestoletnich"?
Barbara Stanisławczyk: Najtrudniejszymi rozmówcami okazali się mężczyźni, im najtrudniej byłb przełamać milczenie, tabu czy też pewien schemat mówienia o Hłasce. Kobiety opowiadały o nim chętnie, w rozmowach okazywało się, że wszystkie nadal go uwielbiają.

Beata Kęczkowska: Czy po pierwszej ksłążce o Hłasce odzywali się do Pani jego znajomi?
Barbara Stanisławczyk: Tak, napisała do mnie na przykład Hanna Kruszewska-Kudelska i poświęciłam jej cały rozdział Miłosnych gier. Po tej może odezwie się opisywana przeze mnie Wanda, której nazwiska nikt nie zapamiętał. Może spotkam inne, nie opisane jeszcze osoby i wtedy napiszę o nich.

dedyk_stanislawczyk.jpg