Julia Blenda, bohaterka nowej powieści Ireny Matuszkiewicz (znakomita debiutancka ), jest dziewczyną stuprocentową. Bo i nowoczesną – inżynier informatyk! – i rozkosznie staroświecką zarazem: najlepiej by się czuła w silnych męskich ramionach, najchętniej sławnego i przystojnego aktora. Julia oczywiście na to jak najbardziej zasługuje – jest śliczna, dowcipna i wrażliwa. Tyle że mieszka we Włocławku. To zaś oznacza pokój przy rodzicach, etat za 800 zł w szemranej firmie na krawędzi bankructwa i żadnych aktorów w zasięgu wzroku. Żadnych też komputerów, tylko pomaganie sekretarce i wyręczanie sprzątaczki… Słowem, życie w nieupiększonej rzeczywistości Polski współczesnej, przyprawionej zbrodnią, szantażem, dewiacjami, dobrze nam znanym brudem. W takich warunkach Julia, wyposażona w oręż wydawałoby się archaiczny – wierność wartościom – walczy o ocalenie tego, co najcenniejsze: przyjaźni i miłości.
„Gry nie tylko miłosne” po debiutanckiej „Agencji złamanych serc”, potwierdzają, że autorka ma fotograficzny zmysł obserwacji – w konturach rysunku postaci bohaterów dopatrzyć się można pierwowzorów z naszego najbliższego otoczenia, a diabeł ukryty w szczegółach charakterystyk szczerzy zęby na sama myśl o „naszym” szefie, sekretarce, radcy prawnym czy sprzątaczce. Absolutny słuch autorki sprawia, że dialogi skrzą się tekstami jakby spisywanymi z magnetofonowej taśmy nagranej z ukrytego mikrofonu. Fabuła skrojona na miarę świata, który Irena Matuszkiewicz obserwuje, pozwala nam uwierzyć, ze daliśmy się wciągnąć w lekturę raczej reportażu „z kluczem” niż literackiej fikcji. „Gry nie tylko miłosne” trzeba koniecznie przeczytać. Być może nawet ukrywając je w szufladzie służbowego biurka, co doda lekturze i soli i pieprzu.
Małgorzata Kamykowa
dziennikarka Programu 1 Polskiego Radia