Czwarta władza. Najważniejsze wydarzenia medialne III RP


34.00 

  • Data wydania: 16.05.2000
  • Oprawa: miękka
  • Format: 163 x 234 mm
  • Liczba stron: 428
  • ISBN: 83-7255-415-3
  • EAN: 9788372554154

Czwarta władza to książka pasjonująca. Najbardziej pewnie dla samych zainteresowanych, czyli dziennikarzy i polityków (dla nich to zresztą lektura obowiązkowa). Ale nie tylko. Dla zwykłych czytelników też: mają oto okazję zajrzeć do kuchni mediów, poznać mechanizmy kreujące jeśli nie samą rzeczywistość, to przynajmniej „fakty prasowe”.
Zebrane (i jak skomentowane!) przez Witolda Beresia teksty źródłowe, czyli najważniejsze publikacje prasowe ostatniego dziesięciolecia, czynią z książki niemalże antologię dokumentu, z której czerpać mogą wszelkiej maści badacze historii narodu, państwa i społeczeństwa; także ich dewiacji.


Wielu ludzi polityki i mediów używa języka, zmieniając znaczenie słów na potrzeby walki politycznej. Stąd „niepodległość”, „prawica” czy „wrażliwość społeczna”… A że wypadki negatywne budzą większe zainteresowanie mediów niż pozytywne, stąd groźba zdeformowania obrazu zjawisk najważniejszych dla Polski przez słowa używane ze złą wolą i w złym sensie.
Skala tej deformacji zależy od klasy dziennikarzy. Od ich wiedzy i charakteru. Wierzę, że książka Witolda Beresia, przypominająca spektakularne działania mediów w III Rzeczpospolitej, uczuli czytelnika na próby takiej deformacji i manipulacji informacją
.

Leszek Balcerowicz

*****

Zawsze miałem szczęście do ludzi.
13 grudnia 1981 zauważyłem, ze nie warto się spieszyć z filmoznawstwem. Dzięki pani H. normę wykonałem 210% (UJ ukończyłem w III RP). Za dnia wykonywałem dziwne zawody, a nocą pilnowałem fikcyjnych firm. Spotkałem Pawła T.: uznał, ze nocne portiernie są najlepsze do druku bibuły. Tak powstali „Promieniści” – pisemko dla szkół średnich, a pod koniec lat 80. cenione pismo drugiego obiegu.
Nie byłoby ich, gdyby nie Kudłaty (dziś redaktor B. z „Tygodnika Powszechnego”; czasem piszemy książki przybierające formę wywiadów, a najmilsza jest ta pierwsza, wydana w paryskiej „Kulturze”) oraz Jerzy S., z którym kpię z Wielkich (kiedyś w RMF i „Pressie”, dziś – w „Wyborczej”). Z kolei w latach 90. Baron (dziś reżyser W.) zainfekował mnie fiołem na punkcie filmu i popełniliśmy kilka rzeczy, z których tak naprawdę liczy się nagradzana adaptacja „Historii filozofii po góralsku wg ks. Tischnera”. Liczył sie też Jerzy P., eksfelietonista „TP”, który uczulał mnie na konieczność zażegnania fenomenu obojętności świata, i mała ojczyzna – „Free Pub”.
Ważni byli Krzysztof K. i Mieczysław P., czyli esencja „Tygodnika”. Tak jak dziesięcioletnia praca (1989-1999) w tym niezwykłym środowisku jest najważniejszym doświadczeniem, tak oni są mistrzami, bez których, używając słów J. W. Stalina, byłbym ślepy jak kocię. A słowa pana Mietka „Gnoju jeden” to najwyższe odznaczenie dziennikarskie, jakie kiedykolwiek otrzymałem. Ale najwięcej zawdzięczam kobietom: mojej żonie i córkom. kiedyś ratowały w domu bibułę, a teraz, bywa, ratują mnie.
I taką listę można długo ciągnąć.

Witold Bereś