![]() |
Katarzyna Leżeńska |
Monika Żmijewska
Rozalia z Narwi, Filip z Supraśla
Pierogarnia z Supraśla, kasztany z przedwojennej Warszawskiej, senne życie w Narwi, gdzie czas się zatrzyma. Takie lokalne smaczki znaleźć można w książkach Katarzyny Leżeńskiej, które nieźle sprzedają się w księgarniach w całej Polsce. Podlaskie wątki są w „Studni życzeń”, jak też w najnowszych „Sądach i osądach”. Przyjemna to lektura - z rodzaju czytadeł, ale w dobrym gatunku. Po pierwsze: autorka kreśli soczyste portrety psychologiczne bohaterów, ludzi takich jak my, z radościami i frustracjami. Po drugie: pogratulować jej można sprawności warsztatu - mnoży wątki, zgrabnie przeskakuje z przeszłości w teraźniejszość („Studnia życzeń”), potrafi trzymać napięcie. Przede wszystkim zaś opowiada o świecie nie papierowym, ale pełnym życia, w którym najbardziej nawet skomplikowane historie znajduj ą wiarygodny finał. Z równą łatwością opowiada o życiu księgowej, której życie odmieni rozszyfrowanie rodzinnej tajemnicy („Studnia życzeń”), jak o codziennych mitręgach sędziny, która w zapale osądzania innych zapomniała o własnych przywarach („Sądy i osądy”). Poza wszystkim jednak białostockiego czytelnika zainteresuje zapewne to o czym wspominaliśmy na początku: podlaski koloryt. Bohaterki powieści pracujące na co dzień w Warszawie odwiedzają Białostocczyznę, gdzie mają rodziny, a Leżeńska z lubością podkreśla podlaskie detale. Jest więc Narew, w której Hanka dowiaduje się o tajemnicach babć Rozalii i Julii - dodajmy, że otrzymamy portret Narwi współczesnej (w której miejscowi bez problemu korzystaj ą z internetu i wcale nie zajmują się tylko hodowlą kur co warszawiankę zaskakuje) i przedwojennej (mieszkańcy chadzają na zabawy do świetlicy i czekają na powódź stulecia). Jest międzywojenny Białystok i Warszawska jeszcze wysadzana kasztanami, w pobliżu kościoła ewangelickiego (co dowodzi wiedzy Leżeńskiej o Białymstoku, skoro zna takie detale i wie np. kim były siostry Frankiewiczówny [założyły szkołę muzyczną]). Jest notka o Supraślu, w którym jak migawka pojawia się miejscowa pierogarnia i klasztor prawosławny. Niby nic nadzwyczajnego, a cieszy.
Gazeta Wyborcza-Białystok, 11 października 2006