Informujemy iż strony www.proszynski.pl oraz księgarnia.proszynski.pl firmy Prószyński Media Sp. z o.o. wykorzystują pliki cookies do poprawnego działania.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień przeglądarki odnośnie plików cookies oznacza zgodę na ich wykorzystywanie.
Szczegóły znajdziesz w Polityce cookies
W poniedziałek 4 lipca o godz. 18:00 zapraszamy do Biblioteki Elbląskiej (Świętego Ducha 3-7, Elbląg) na spotkanie z Zuzanną Gajewską, autorką książki "Burza".
Dyrektorowi małego prowincjonalnego muzeum umiera matka, którą opiekował się przez ostatnich osiem lat. Żył dotychczas wyłącznie jej życiem, teraz odzyskuje prawo do własnego, ma już jednak 40 lat i musi wszystkiego uczyć się od nowa. Miłości, kobiet, świata. Tymczasem świat poszedł do przodu, czego ulubionym i nadużywanym przez Janusza Leona Wiśniewskiego symbolem jest internet. Wirtualna inicjacja budzącego się do życia Marcina jawi się niemal jak przemiana Gustawa w Konrada. Konkurować z nią mogłaby jedynie scena zakładania odnalezionych w komodzie pod wykrochmaloną pościelą dżinsów, które bohater ostatni raz miał na sobie 20 lat temu. W tych spodniach (i bez krawata) nowo narodzony Marcin rusza w świat, zarówno w wymiarze rzeczywistym, jak i wirtualnym.
Od ukazania się S@motności w sieci wiadomo, że Wiśniewski potrafi pisać tak, żeby czytać chciało bardzo wielu. Pisze o uczuciach głębokich jak z powieści Katarzyny Grocholi, nie wstydzi się mówić o miłości, zazdrości i zdradzie w sposób, w jaki -wydawało się - potrafią tylko scenarzyści serialu M jak miłość. W dodatku umiejętnie obudowuje to dawką psychologizowania, która daje czytelnikowi to miłe uczucie, że obcuje z powieścią głęboką jak dzieła Prousta, a przy tym wszystko rozumie. To nie zarzut, raczej konstatacja sprawności autora. Wielu piszących teoretycznie wie, jak powinna wyglądać powieść, która odniesie komercyjny sukces, ale niewielu potrafi z tej wiedzy zrobić użytek. Wiśniewski potrafi. Nobilituje swoimi powieściami uczucia odsyłane przez krytycznych zoilów do harlequinów. Ośmieszane i wykpiwane, w Losie... zyskują pełnię literackiego obywatelstwa. Czytelnik, wstydzący się łez wzruszenia nad czytanym ukradkiem romansem, z Losem... pod pachą będzie mógł pojawić się nawet w najbardziej eleganckim towarzystwie.
Dlatego nowa książka Wiśniewskiego na pewno odniesie sukces. Przy akompaniamencie dobiegających już z radia i telewizji ekstatycznych zachwytów kulturalnych dziennikarek można będzie czytać o bólu samotności, niemożności porozumienia między ludźmi, nieprzystosowaniu, tęsknocie do ideału, uczuciach wystawionych na próbę zdrady itd., itp. A wszystko to umiejętnie skąpane w ciągle jeszcze nowym i atrakcyjnym, przynajmniej dla odbiorców tego typu literatury, krótkim kursie obsługi poczty elektrolicznej oraz pożytków płynących z internetowych czatów, co tak doskonale sprawdziło się już w S@motności...
Ponoć po pierwszej książce Janusz Wiśniewski zasłużył (i to wśród kobiet) na miano znawcy kobiecej duszy. Nie chcę niczego z tej chwały ujmować, ale w Losie... dusza ta jawi się jako coś wyjątkowo mało skomplikowanego. Rozpoczynający nowe życie dyrektor Marcin jest przez kobiety zwolna osaczany. Czyhają na niego zarówno w sieci, jak i na schodach muzeum. Wszystkie inteligentne, zalotne, uległe i gotowe zaopiekować się bezbronnym mężczyzną. Byle tylko złowić niezajętego samca, który stanowi wyzwanie choćby dlatego, że uchował się tyle lat w stanie bezżennym. Mimo wszystkich zachwytów nad kobietami, jakie autor umieścił w książce, jest to znawstwo podszyte mizoginizmem.
Uczuciowo-elektroniczna inicjacja głównego bohatera Losu... to jednak nie jedyna wartość książki Wiśniewskiego. Przy okazji jest ona także przeglądem tego, co Janusz Wiśniewski myśli na różne ważne dla ludzkości i świata tematy. Otrzymujemy więc solidne traktaty na temat AIDS, ataku na World Trade Center, miłości lesbijskiej (niewiernej, bo jedna z partnerek okazuje się mieć męża) oraz fizjologii miłości w ogóle. Na chwilę zabłąkały się na stronice Losu... nawet Kinga Dunin i Małgorzata Domagalik, jest to jednak chwila krótka, taka, jakiej potrzeba, żeby dokuczyć feministkom. Widać zresztą, że autor ma wiele jeszcze przemyśleń na temat licznych palących kwestii, ale książka i tak wyszła na ponad 300 stron. Niektóre wątki, choć dość wyraźnie zapowiadane (grzeszne [?] uczucie bratanicy do wujka) nie znajdują przez to kontynuacji, co jednak pozwala wielbicielom prozy Wiśniewskiego mieć niepłonną nadzieję na jej dalsze ciągi.
S@motność w Sieci startowała od zera, a okazała się bestsellerem. Los powtórzony wszedł w tę samą koleinę, wiodącą prosto na listę bestsellerów. I tak naprawdę trudno mieć to autorowi za złe. Skoro czytelnicy chcą takie książki czytać, a chcą, nie sposób się na nich, a tym bardziej na Janusza Wiśniewskiego obrażać.
Tym bardziej, że jest w Losie powtórzonym postać znacznie bardziej udana i prawdziwa niż wszyscy pozostali bohaterowie książki razem wzięci. Stara Siekierkowa, zaprzyjaźniona z rodziną głównego bohatera góralka z Biczyc, przypomina także przywoływanego w książce księdza Tischnera. Ostoja góralskiej tradycji i honoru, ze spokojną mądrością i ironią przygląda się, jak wypełnia się przeznaczenie bohaterów Losu... A przy okazji pije wódkę jak prawdziwy góral, gdy zaczyna wiać halny, posługuje się komórką jak gimnazjalista (choć internetem jeszcze nie) i wie o życiu nawet więcej niż autorki rubryk dla zakochanych w kobiecych pismach. Gdyby nie Siekierkowa, właściwie nie byłoby powodu, by zawracać sobie głowy powtarzaniem Losu...