Jarosław Lipszyc
Wieczny kandydat...
Niewielka rozmiarami (trochę ponad 100 stron kieszonkowego formatu) książeczka Amosa Oza zaskoczy wielbicieli prozy tego izraelskiego pisarza. To polityczne eseje, na dodatek pisane przez ostatnie 30 lat. Zazwyczaj życie tekstów pisanych pod presją bieżącej sytuacji jest krótsze, ale Oz jest pisarzem wyjątkowym. Ma zdecydowane, lewicowe poglądy, ale te nie przeszkadzają mu w patrzeniu na świat z dystansu. Jego rozważania o historii, która w tragiczny sposób splątała ze sobą losy Arabów i Żydów, pozostają aktualne. Gdy po raz pierwszy, z pistoletem maszynowym w rękach przekroczył granicę Palestyny, pisał „Żyją tutaj ludzie, żyją tam, gdzie zawsze żyli, a ja jestem obcym, który przybył skądinąd”. Po wojnie sześciodniowej w czerwcu 1967 r. Izraelczycy zachłysnęli się sukcesem, jakim było zajęcie arabskich miast. Amos Oz studził te zapały, pokazując etyczne tło nie tylko obecnych, ale i przyszłych konfliktów. Ku wściekłości prawicy analizował przekłamania powszechnej wtedy propagandy zwycięstwa. W napisanym rok temu eseju opisuje kolejne próby osiągnięcia porozumienia: Zachowujemy się jak stare małżeństwo w poczekalni u adwokata. Wymieniamy żarciki, krzyczymy, oskarżamy się, kładziemy rękę na ramieniu i obrzucamy obelgami. Izraelczycy i Palestyńczycy są wrogami, ale nie są sobie obcy. Łączy nas 36 lat bliskości. Oz jak mało kto rozumie i źródła, i kształt tego konfliktu. Opisuje go, nadając mu przy tym aż za bardzo ludzki wymiar. I jeśli kiedykolwiek Oz dostanie nagrodę Nobla (a jako poważny kandydat jest wymieniany regularnie co roku), to można mieć pewność, że nie tylko jego proza się do tego przyczyniła.Życie Warszawy, 18 listopada 2004