Beata Kęczkowska
A mogło być tak pięknie
No i już się spóźniłam! A mogłoby być tak: święta Bożego Narodzenia, za oknem śnieg, w domu cieplutko, choinka. Stolik, na stoliczku pierniczki, do pierniczków likierek. W powstawaniu tego wymarzonego trunku udział biorą: pomarańcze, cytryny, goździki, ziarenka kardamonu i świeżo palonej kawy, wanilia, cynamon i oczywiście dość mocne procenty. Wymarzony zestaw! Tymczasem z przepisu wynika, że do zrealizowania mojego superplanu (prawda, że super?) zabrakło coś około trzech miesięcy. Bo likierek ów - zwany, nie wiedzieć czemu staroświeckim - lubi sobie poleżakować. I to sześć-osiem miesięcy, a i na fazę wstępnego wymieszania składników potrzeba miesiąca. I jak tu nie mieć żalu do: autorki, wydawnictwa, własnego gapiostwa? O co? O to, że dopiero teraz wpadła mi w ręce książka z przepisami na domowe nalewki? O losie! Nic to. W tym roku zadowolę się jeszcze „zapalanką tatusia” (cukier waniliowy plus mocne procenty, ale jak to się robi, wie tylko ojciec), za to w następnym roku ho, ho! Tymczasem wypróbuję mniej czasochłonne krupniki, likiery, nalewki. W ilościach rozsądnych, rzecz jasna.Gazeta Wyborcza, Co jest grane, 13-19 sierpnia 2004