Nik Pierumow

Jeszcze kilka lat temu nazwisko Nika Pierumowa nic nie mówiło nawet najbardziej zagorzałemu polskiemu zwolennikowi literatury fantastycznej. Ten mieszkający na stałe w Stanach Zjednoczonych Rosjanin zrobił jednak sporo szumu napisaną kilkanaście lat temu kontynuacją słynnego „Władcy pierścieni” J. R. R. Tolkiena, opublikowaną nie tak dawno nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka. Bez względu na ocenę wspomnianego dzieła – a opinie na jej temat krążyły niejednokrotnie całkowite odmienne, od skrajnego zachwytu do totalnej krytyki – wszedł nim Pierumow do annałów jeśli nawet nie światowej, to bez wątpienia rosyjskiej fantasy. Bo który z prawdziwych fanów Śródziemia nie chciałby dowiedzieć się o tym, co wydarzyło się w uniwersum stworzonym na kartach epopei Profesora, po tym, gdy Mistrz postawił ostatnią, końcową kropkę? Tę potrzebę zaspokajał przynajmniej w części właśnie Pierumow i jego „Pierścień mroku”. Kto wie, jak potoczyłyby się literackie losy Pierumowa, gdyby nie ta trylogia i popularność, jaką mu przyniosła. Jedno jednak nie budzi wątpliwości: nazwisko jego przestało być anonimowe, a drzwi do literackiej kariery stanęły przed nim otworem.

Nikołaj Daniiłowicz Pierumow urodził się 21 listopada 1963 roku. Jego przodkowie byli członkami jednego ze znamienitszych rodów ormiańskich; założyciel rodu osiedlił się w Rosji w XIX wieku. Pierumow ukończył wydział fizyczno-mechaniczny Politechniki Leningradzkiej, ze specjalizacją biofizyka. Następnie przez około dziesięć lat zajmował się immunologią molekularną w jednym z leningradzkich instytutów naukowych (zaiste, zadziwiająca kariera jak na mistrza fantasy!). Pierwsze opowiadania napisał jeszcze pod koniec lat siedemdziesiątych, debiut książkowy nastąpił jednakże dopiero w 1993 roku (powieść „Nischożdienije t’my, ili Sriedizem’je 300 liet spustja”, pierwszy tom wspomnianej trylogii „Pierścień mroku”). Obecnie Pierumow mieszka w Stanach Zjednoczonych, w Północnej Karolinie, gdzie poza pisaniem książek pracuje w instytucie naukowym jako biolog.

Podobają mi się historie z mnóstwem szczegółów i kontynuacjami. Lubię, gdy świat, bohaterowie i zdarzenia są solidnie przemyślane. Żeby świat nie był jedynie prozaiczną sceną w lakoniczno-szekspirowskim stylu, lecz prawdziwym światem, z historią, panoramami i tą całą resztą, której wymaga się od świata. Gdy wszystko zaczyna koncentrować się na tak zwanej idei książki (to znaczy dwóch, trzech frazach o przypowieściowym charakterze) – to mi się przestaje podobać. Jeśli cały sens można zawrzeć w dwóch linijkach, to po co pisać całą książkę? Lubię pogrążać się w świat, a jeśli to nie odpowiada jakimiś surowym kanonom literaturoznawstwa.. Cóż, nie piszę dla kanonów, lecz przede wszystkim dla własnej przyjemności.

Nik Pierumow