02.04.2014
Kryminalne historie z Fredriką Bergman w roli głównej podbiły wyobraźnię czytelników. W Polsce do księgarń trafia właśnie kolejny tom, „Wyścig z czasem”. Zapraszamy do lektury wywiadu z autorką cyklu, Kristiną Ohlsson.
Mogłabym zaufać swojej bohaterce

Gdy zobaczycie Kristinę Ohlsson na żywo, nie uwierzycie, że ta niepozorna, sympatyczna blondynka miała do czynienia z tak poważnymi sprawami. A jednak. Urodzona w 1979 roku i mieszkająca w Szwecji autorka pracowała między innymi w tamtejszym Ministerstwie Spraw Zagranicznych i zajmowała się konfliktem na Bliskim Wschodzie. Ostatecznie zwyciężyła pasja: pisanie książek. Kryminalne historie z Fredriką Bergman w roli głównej podbiły wyobraźnię czytelników. W Polsce do księgarń trafia właśnie kolejny tom, „Wyścig z czasem”.
– Zanim porozmawiamy o książkach, przyznaj się, co robiłaś przed rokiem 2012?
– To żadna tajemnica. Pracowałam dla szwedzkich służb bezpieczeństwa. Przez pewien czas przebywałam także w Bagdadzie, potem w Wiedniu.
– I jeśli cię spytam, co robiłaś...
– ...to nie odpowiem ci. Bo to już jest tajemnica.
– Spodziewałem się tego.
– Sam rozumiesz. Służby bezpieczeństwa. Obowiązuje poufność. W Bagdadzie natomiast byłam attaché, a w stolicy Austrii pracowałam nad terroryzmem.
– O, to ciekawe.
– Średnio. Bo pracowałam dla OBWE. Na pierwszy rzut oka to jest potężna organizacja, zajmująca się bezpieczeństwem, skupiająca 57 państw. Zajmuje się ona różnorodnymi sprawami i dość prężnie działa. Przynajmniej tego się dowiesz z ich strony.
– A w rzeczywistości?
– W rzeczywistości współpraca w obrębie organizacji jest słaba. I gdy pracowałam nad tak trudnym tematem jak terroryzm, okazywało się, że problemy zaczynały się na poziomie definicji czy strategii, nie mówiąc już o samym działaniu.
– Żadnych niebezpiecznych akcji?
– No co ty?! Jeździło się na konferencje, spotykało, ale to do niczego nie prowadziło. Byłam w pewnym momencie bardzo sfrustrowana.
– Wierzę.
– Tu nie chodziło o to, że chciałam nie wiadomo jakich akcji. Ale pragnęłam, żeby dyskusje miały jakieś solidniejsze ugruntowanie. No cóż, byłam młoda i naiwna...
– Oj tam, oj tam.
– Nie, nie narzekam. Przydało mi się to doświadczenie do pisania. Wiem, jakie są plusy i minusy działania w takich strukturach.
– Skoro weszliśmy już na ten temat: ile w twoich powieściach jest prawdy, a ile zmyślenia?
– Nic nie jest prawdą.
– Nic?
– Nic.
– I myślisz, że ci uwierzę?
– Poważnie. Nie było takich zbrodni. Nie było takich zbrodniarzy. Nie było takich świadków. Owszem, w niektórych przypadkach rozpoznasz elementy znanej ci rzeczywistości, ale nic, absolutnie nic nie jest prawdziwe. Wszystko jest zmyśleniem. Dlatego zresztą piszę te książki. Czytelnicy chcą poznać moją wyobraźnię. Chyba większość pisze z tego powodu.
– Niby tak. Ale z drugiej strony, czytelnicy lubią też rozpoznawać w książkach dobrze znaną sobie rzeczywistość.
– No, nie wiem. Gdy czytam książki beletrystyczne, których akcja rozgrywa się w Hiszpanii albo chociażby w Polsce, nie myślę o tym, że one mówią wszystko o rzeczywistości, w jakiej się rozgrywają. Owszem, w pewnym sensie książki mogą coś powiedzieć o społeczeństwie. Ale czy bardzo dużo? Osobiście w to wątpię.
– No dobrze. Ale obróćmy sytuację: gdy piszesz książkę, tworzysz jakąś kryminalną sytuację, nie czujesz się odpowiedzialna? Być może będziesz dla kogoś inspiracją.
– O mój Boże...
– Przeraziła cię wizja, którą naszkicowałaś w „Wyścigu z czasem”, gdzie terroryści wykorzystują lot Boeinga 747 ze Sztokholmu do Nowego Jorku, by zaszantażować władze?
– Oby nie! Absolutnie nie chciałabym tego...
– Robiłaś do „Wyścigu...” osobny research?
– Rozmawiałam z dwoma pilotami. Wcześniej chciałam poznać wszystko: wejść do środka, zbadać szczegóły. Ostatecznie jednak uznałam, że chodzi mi o pewne fakty, nie o detale. Dlatego tym pilotom powiedziałam, że chcę wiedzieć „to” i „to”. I oni udzielili mi odpowiednich wskazówek.
– Dużo podpowiedzieli?
– Byli przerażeni tym, co wymyśliłam. Jeden z pilotów stwierdził, że ma nadzieję, że to, co sobie wymyśliłam, nie wydarzy się w rzeczywistości. Ja zresztą też mam taką nadzieję. Ale właśnie na tym rzecz polega, by wymyślić coś prawdopodobnego, co się nie zdarzyło naprawdę, ale co mogło mieć miejsce. To jest właśnie wyobraźnia! I tego szukamy w książkach.
– Fantastyki, która niepokojąco przypomina rzeczywistość?
– Tak, właśnie. Jeden z autorów powiedział kiedyś, że gdyby pisać książkę, która byłaby odzwierciedleniem tego, co się naprawdę stało lub dzieje w rzeczywistości, być może nikt by jej nie przeczytał. Byłaby przecież taka nudna. W każdym razie ja wybaczam wszystkie merytoryczne błędy – pod warunkiem, że historia mnie wciągnie.
– Sama chyba lubisz odkrywać przed czytelnikami intrygę i rozwiązanie bardzo powoli?
– Najważniejsza jest jednak akcja. Musi mieć swoje tempo. Chodzi o to, byś był prowadzony przez opowieść. Na drugim miejscu są bohaterowie. To nie mogą być byle jakie postaci. Muszą mieć swój charakter. Czytelnicy powinni też coś czuć podczas czytania moich książek: smutek, rozpacz, przerażenie czy podniecenie. Nie mogą być obojętni.
– Na przykład Fredrikę niektórzy od razu polubią, a inni nie.
– To nie była specjalnie przemyślana postać. Wiedziałam jedynie, że bohaterką ma być kobieta z doświadczeniem policyjnym. W tym jesteśmy podobne. Poza tym różnimy się diametralnie. Ona mieszka ze swoim starszym mężem, ma dzieci, nie jest towarzyska, najchętniej rozmawia sama ze sobą albo z rodziną. Nie dlatego, że nie lubi innych, po prostu szanuje swoją prywatność.
– Mówisz, że różnicie się pod wieloma względami, ale czy zaprzyjaźniłabyś się z kimś takim jak Fredrika?
– Tak sądzę. Lubię ludzi, którzy są bystrzakami. A Fredrika jest bardzo inteligentną osobą. Do tego jest małomówna. Tak, z całą pewnością sądzę, że mogłabym jej zaufać.
Rozmawiał Marcin Wilk
– Zanim porozmawiamy o książkach, przyznaj się, co robiłaś przed rokiem 2012?
– To żadna tajemnica. Pracowałam dla szwedzkich służb bezpieczeństwa. Przez pewien czas przebywałam także w Bagdadzie, potem w Wiedniu.
– I jeśli cię spytam, co robiłaś...
– ...to nie odpowiem ci. Bo to już jest tajemnica.
– Spodziewałem się tego.
– Sam rozumiesz. Służby bezpieczeństwa. Obowiązuje poufność. W Bagdadzie natomiast byłam attaché, a w stolicy Austrii pracowałam nad terroryzmem.
– O, to ciekawe.
– Średnio. Bo pracowałam dla OBWE. Na pierwszy rzut oka to jest potężna organizacja, zajmująca się bezpieczeństwem, skupiająca 57 państw. Zajmuje się ona różnorodnymi sprawami i dość prężnie działa. Przynajmniej tego się dowiesz z ich strony.
– A w rzeczywistości?
– W rzeczywistości współpraca w obrębie organizacji jest słaba. I gdy pracowałam nad tak trudnym tematem jak terroryzm, okazywało się, że problemy zaczynały się na poziomie definicji czy strategii, nie mówiąc już o samym działaniu.
– Żadnych niebezpiecznych akcji?
– No co ty?! Jeździło się na konferencje, spotykało, ale to do niczego nie prowadziło. Byłam w pewnym momencie bardzo sfrustrowana.
– Wierzę.
– Tu nie chodziło o to, że chciałam nie wiadomo jakich akcji. Ale pragnęłam, żeby dyskusje miały jakieś solidniejsze ugruntowanie. No cóż, byłam młoda i naiwna...
– Oj tam, oj tam.
– Nie, nie narzekam. Przydało mi się to doświadczenie do pisania. Wiem, jakie są plusy i minusy działania w takich strukturach.
– Skoro weszliśmy już na ten temat: ile w twoich powieściach jest prawdy, a ile zmyślenia?
– Nic nie jest prawdą.
– Nic?
– Nic.
– I myślisz, że ci uwierzę?
– Poważnie. Nie było takich zbrodni. Nie było takich zbrodniarzy. Nie było takich świadków. Owszem, w niektórych przypadkach rozpoznasz elementy znanej ci rzeczywistości, ale nic, absolutnie nic nie jest prawdziwe. Wszystko jest zmyśleniem. Dlatego zresztą piszę te książki. Czytelnicy chcą poznać moją wyobraźnię. Chyba większość pisze z tego powodu.
– Niby tak. Ale z drugiej strony, czytelnicy lubią też rozpoznawać w książkach dobrze znaną sobie rzeczywistość.
– No, nie wiem. Gdy czytam książki beletrystyczne, których akcja rozgrywa się w Hiszpanii albo chociażby w Polsce, nie myślę o tym, że one mówią wszystko o rzeczywistości, w jakiej się rozgrywają. Owszem, w pewnym sensie książki mogą coś powiedzieć o społeczeństwie. Ale czy bardzo dużo? Osobiście w to wątpię.
– No dobrze. Ale obróćmy sytuację: gdy piszesz książkę, tworzysz jakąś kryminalną sytuację, nie czujesz się odpowiedzialna? Być może będziesz dla kogoś inspiracją.
– O mój Boże...
– Przeraziła cię wizja, którą naszkicowałaś w „Wyścigu z czasem”, gdzie terroryści wykorzystują lot Boeinga 747 ze Sztokholmu do Nowego Jorku, by zaszantażować władze?
– Oby nie! Absolutnie nie chciałabym tego...
– Robiłaś do „Wyścigu...” osobny research?
– Rozmawiałam z dwoma pilotami. Wcześniej chciałam poznać wszystko: wejść do środka, zbadać szczegóły. Ostatecznie jednak uznałam, że chodzi mi o pewne fakty, nie o detale. Dlatego tym pilotom powiedziałam, że chcę wiedzieć „to” i „to”. I oni udzielili mi odpowiednich wskazówek.
– Dużo podpowiedzieli?
– Byli przerażeni tym, co wymyśliłam. Jeden z pilotów stwierdził, że ma nadzieję, że to, co sobie wymyśliłam, nie wydarzy się w rzeczywistości. Ja zresztą też mam taką nadzieję. Ale właśnie na tym rzecz polega, by wymyślić coś prawdopodobnego, co się nie zdarzyło naprawdę, ale co mogło mieć miejsce. To jest właśnie wyobraźnia! I tego szukamy w książkach.
– Fantastyki, która niepokojąco przypomina rzeczywistość?
– Tak, właśnie. Jeden z autorów powiedział kiedyś, że gdyby pisać książkę, która byłaby odzwierciedleniem tego, co się naprawdę stało lub dzieje w rzeczywistości, być może nikt by jej nie przeczytał. Byłaby przecież taka nudna. W każdym razie ja wybaczam wszystkie merytoryczne błędy – pod warunkiem, że historia mnie wciągnie.
– Sama chyba lubisz odkrywać przed czytelnikami intrygę i rozwiązanie bardzo powoli?
– Najważniejsza jest jednak akcja. Musi mieć swoje tempo. Chodzi o to, byś był prowadzony przez opowieść. Na drugim miejscu są bohaterowie. To nie mogą być byle jakie postaci. Muszą mieć swój charakter. Czytelnicy powinni też coś czuć podczas czytania moich książek: smutek, rozpacz, przerażenie czy podniecenie. Nie mogą być obojętni.
– Na przykład Fredrikę niektórzy od razu polubią, a inni nie.
– To nie była specjalnie przemyślana postać. Wiedziałam jedynie, że bohaterką ma być kobieta z doświadczeniem policyjnym. W tym jesteśmy podobne. Poza tym różnimy się diametralnie. Ona mieszka ze swoim starszym mężem, ma dzieci, nie jest towarzyska, najchętniej rozmawia sama ze sobą albo z rodziną. Nie dlatego, że nie lubi innych, po prostu szanuje swoją prywatność.
– Mówisz, że różnicie się pod wieloma względami, ale czy zaprzyjaźniłabyś się z kimś takim jak Fredrika?
– Tak sądzę. Lubię ludzi, którzy są bystrzakami. A Fredrika jest bardzo inteligentną osobą. Do tego jest małomówna. Tak, z całą pewnością sądzę, że mogłabym jej zaufać.
Rozmawiał Marcin Wilk