Główny motyw przewijający się na stronicach tej książki jest ponadczasowy, ponadkulturowy i – można by nawet rzec – więcej niż ogólnoludzki. Poruszane problemy nie mogą w większości przypadków zdezaktualizować się dopóty, dopóki nie będziemy mieli pewności, że pośród miliardów galaktyk zawierających miliardy gwiazd nie jesteśmy sami. A nawet nie wiemy, co robić, by problem ten rozstrzygnąć.
To prawda, że w naszym życiu pojawiły się zupełnie nowe jakości. Nie ma już ZSRR, na Marsie wylądował Pathfinder, Internet zawładnął całą kulą ziemską. W nowszych książkach są to już fakty oczywiste. Lecz w polskim tłumaczeniu Kosmicznych związków „niewiedza” ta została w większości przypadków zachowana. Także po to, by oddać rozległość horyzontów myślowych Carla Sagana, który usiłował na początku dekady lat siedemdziesiątych wyjść poza stereotypy. Bo widać wtedy, w jak wielu punktach mu się to udało. A przecież ludzkość potrzebuje rehumanizacji równie silnie dzisiaj jak ćwierć wieku temu.